Molica książkowa

Molica książkowa

Rudy Simone w swojej charakterystyce autystek wymieniła 3 podpunkty dotyczące książek (często sama nauczyła się czytać w dzieciństwie; książki i filmy dają jej schronienie; często lubi pozycje science fiction, fantasy, dziecięce). Dzisiaj będzie właśnie o tym, o książkach, co lubię i dlaczego.

Nie pamiętam rodzinnych historii, żebym spektakularnie wcześnie nauczyła się czytać, ale uczyłam się szybko i łatwo połknęłam bakcyla czytania. Wyraźna była w tym pomoc mamy, która do czytania nas (mnie i siostrę) zachęcała. Dostarczała nam mnóstwo książek i czytała nam bardzo dużo.

W niskiej podstawówce czytałam sporo, ale na wyższy poziom czytania weszłam w późnej podstawówce i liceum, kiedy to czytałam koło setki książek rocznie. Na studiach mój pęd do czytania zmalał. Najpierw przytłoczyła mnie ilość zmian i ogrom nauki, i czytałam tylko w wakacje i w pociągu. A potem i w wakacje przestałam czytać, po sesji miałam już dość literek i czytania. I tak jakoś się porobiło…

Poza tym, zmieniły mi się ramy czasowe. Ja lubię czytać książki od deski do deski, najlepiej na 1 strzał, góra 2. Jeśli mam odłożyć książkę, i czytać fragmentami, to już jej nie kończę. Już wiem, o czym jest dana książką, więc moje zainteresowanie słabnie. Tak mam odkąd pamiętam i to się nie zmienia. W domu, po kątach, leży mi pewnie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt niedokończonych książek.

Co tygryski lubią najbardziej…

Jeśli chodzi o gatunki, to faktycznie, mimo prawie 40-tki na karku, nadal lubię od czasu do czasu zrelaksować się przy literaturze młodzieżowej, mam swoje ukochane książki fantasy, do którego zalicza się opowieść o Harry Potterze, o czym za chwilę. Ale fantasy, to nie tylko Harry Potter, to też Władca Pierścieni czy inne Hobbity.

Bardzo lubię literaturę detektywistyczną (wcale nie aż tak bardzo kryminały, a już absolutnie nie thrillery i horrory). A jak powieści detektywistyczne, to przecież Agatha Christie i Herkules Poirot. Nie wiem, czy tu, ale bardziej tu, niż gdzie indziej, można też zaliczyć powieści Joanny Chmielewskiej.

Do science fiction podchodzę ostrożnie, i jeszcze na dobre nie zapoznałam się z tym gatunkiem, więc kto wie? Niemniej, jak widać, doskonale wpisuję się w objawy ASC, jakie opisuje Rudy Simone 😀

Oczywiście, to wszystko poza kanonem lektur na języku polskim, bo lektury czytała wszystkie, a czasem i od razu po kilka książek / noweli / sztuk jakiegoś autora więcej, tak dla rozrywki.

Dziecięce fascynacje

Pierwszą moją miłością książkową były „Dzieci z Bullerbyn”. Trwało to w klasach 1-3. Czytałam je wielokrotnie. Bywało, że kończyłam i zaczynałam od nowa. Do tej pory przeczytałam je już spokojnie ponad 20 razy. Potem przerzuciłam się na „Anię z Zielonego Wzgórza” – to moja kolejna wielka miłość. Tu poszłam dalej, i przeczytałam zdecydowaną większość książek młodzieżowych Montgomery. Cała twórczość Autorki bardzo mi przypasowała, ale szczególnie „Historynka” i „Złoty gościniec”, „Jana z Latarniowego Wzgórza” i „Pat ze Srebrnego Gaju”. Te książki znacznie bardziej przypadły mi do gustu niż cała seria „Ani…”, do której pozostał mi raczej młodzieńczy sentyment.

Natomiast najbardziej ze wszystkich utworów Montgomery pokochałam „Błękitny Zamek”. To już „dorosła” książka, o losie kobiet w tamtych czasach, o lęku przed życiem, o stawianiu granic i prawie do realizacji własnych potrzeb. Lata później przeczytałam „Alchemika”, i nie podszedł mi, zbyt pompatyczny i wzniosły. Moim zdaniem, „Błękitny Zamek” jest o tym samym, tylko napisany znacznie prościej, zwykłą historią kobiety z maleńkiej wsi Derwood w prowincji Manitoba w Kanadzie.

Literatura młodzieżowa

Niemal równolegle, no ciut później niż „Anią…”, zainteresowałam się książkami Nienackiego i Szklarskiego. Zaczytywałam się w przygodach Pana Samochodzika, jego auto też podziwiałam (zamiłowanie do motoryzacji!). Jeszcze bardziej rozgrzewały moją wyobraźnię podróżnicze przygody Tomka Wilmowskiego. Do tego taki „Szatan z siódmej klasy” czy książki Adama Bahdaja. Klasyka przygodowo – podróżnicza młodzieżówki. To były moje gusta w szkole podstawowej.

Pamiętam, że jeszcze bardzo wstrząsnęły mną książki Jacka Londona, szczególnie „Zew krwi”. Przeżywałam mocno przygody psa Bucka, dzikość i surowość Alaski czasów gorączki złota. No i oczywiście w temacie psów „Lassie, wróć!”. Wzruszające historie zwierząt, jak tego nie pokochać? A teraz sama mam takiego swojego Kudłatego.

Jak pokochałam Mierzeję Wiślaną?

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz wzięłam książkę Joanny Chmielewskiej do ręki, wydaje mi się, że w dość niskiej podstawówce. Gdzieś w okolicach 4-tej czy 5-tej klasy. Były to książki o Janeczce i Pawełku i / lub o Teresce i Okrętce. Już nie pamiętam. Dopiero trochę później dorwałam się do reszty Jej twórczości. A na koniec miałam okazję, zupełnie przypadkiem, załapać się na podpisywanie książek w orłowskim centrum handlowym Klif w Gdyni. Podejrzewam, że było to jedno z ostatnich podpisywań książek. Była zapewne w drodze z lub na wakacje z rodziną swojego młodszego syna.

Jej książki pokochałam za poczucie humoru, za to, że mnie rozśmieszały do łez, za ten bardzo lekki styl opowiadania o czasami bardzo ponurej rzeczywistości. Jako autystka, zarówno z płaczem, jak i ze śmiechem mam trudności, tzn. nie bardzo potrafię tak sama z siebie, z powodu własnych emocji zapłakać czy śmiać się. Potrzebuję wyzwalaczy, a Chmielewska mnie rozśmieszała. Ten Jej styl literackiej wypowiedzi spodobał mi się na tyle, że postanowiłam sobie go zapożyczyć. Wydaje mi się to bardzo cenną umiejętnością, mówić o poważnych sprawach w sposób mało ponury, patetyczny czy umieć rozśmieszać innych. W ogóle, Chmielewskiej naczytałam się na tyle, że zaczęłam chodzić na wyścigi konne, pojechałam na Mierzeję i się w niej zakochałam, tak jak i w zbieraniu bursztynu. I trwa to po dziś dzień.

Jak nauczyłam się czytać po angielsku

Tak, jestem fanką serii o Harrym Potterze. Może nie tyle głównego bohatera, bo ten mnie czasem mocno irytuje, ale całej historii, wymyślonego świata i przesłania. Ileż tam jest zawartych psychologicznych prawd! No i najważniejsze, miłość zwycięża wszystko, nawet śmierć. Nasza przeszłość tkwi w nas, daje nam siłę i mądrość, odwagę do działania. O ile oczywiście nie próbujemy żyć przeszłością i rozpamiętywać wlanych krzywd.

Analiza poszczególnych bohaterów pokazuje też, że nie ma ideałów. Trochę wywarzam otwarte drzwi stodoły, ale okazuje się, że nasi idole nie są tacy idealni, mają rysy na swojej przeszłości. A Ci co wydają się na wskroś źli, mają głęboko skrywane szlachetne sekrety.

A tak bardzo nie miałam cierpliwości czekać przynajmniej pół roku na polskie tłumaczenie ostatniego tomu, że przełamałam się, i przeczytałam wersję oryginalną. I okazało się, że dała radę, zrozumiałam wszystko! Co prawda, na początku, 3 razy rzucałam książką w kąt, wściekałam się, że nie rozumiem pojedynczych słów, ale w końcu machnęłam ręką, i nauczyłam się je ignorować. I poszło.

Dlaczego czytam?

Napisałam, że nie czytam horrorów ani thrillerów. A to dlatego, że nie potrzebuję się bać, bo tego mam dość w życiu codziennym, adrenaliny mi wystarczy. A mój mózg nie rozróżnia fikcji od rzeczywistości, mimo, że wiem, że to fikcja. Przeżywam wszystko tak, jakby działo się naprawdę. Chociaż z książkami to jeszcze, z filmami jest znacznie gorzej, bo wizja działa na mnie dużo dużo mocniej.

A co dają mi książki? To ucieczka od samotności, alternatywna rzeczywistość, ochrona/ucieczka przed światem, sposób na redukcję napięcia, zaspokajanie ciekawości, pozyskiwanie wiedzy/informacji i pewnie jeszcze wiele więcej. I to wszystko bez bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, co dla mnie jest olbrzymią zaletą.

O czytaniu książek wielokrotnie

Jak już mogliście zauważyć, należę do teamu, który czyta książki wielokrotnie. Po pierwsze, za każdym razem, kiedy ponownie sięgam po książkę, to już jestem inna ja, bo przecież człowiek zmienia się nieustanie. W związku z czym, za każdym razem trochę inaczej odbieram książkę, co innego biorę z niej dla siebie.

Poza tym, często czytam książkę ponownie dla ucieczki od świata zewnętrznego, żeby się ukoić, żeby wywołać u siebie konkretne emocje. To tak samo, jak z przesłuchaniem piosenki więcej niż 1 raz. Już nawet nie chodzi o słuchanie piosenki zapętlonej przez kilka godzin, ale odtwarzanie sobie co jakiś czas jakiegoś utworu czy całej płyty. Chodzi o wywołanie konkretnego stanu, emocji. Z książkami jest identycznie.

Zbieranie książek

Mi nawet nie tylko chodzi o to, żeby czytać książki, ja je lubię mieć i kolekcjonować, tak po prostu, nawet bez czytania. Mam ich w swoim mieszkanku kilkaset. U rodziców w domu jest kolejne  kilkaset. Posiadanie książek dobrze mi robi na samopoczucie, daje satysfakcję. Odzywa się we mnie natura zbieracza (to też cecha autystyczna).

Skoro na temat „tylko” czytania i książek powstał cały wpis, to chyba widać, jakie są dla mnie ważne?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *