mama

Nie pisałam długo. Składa się na to wiele czynników, o czym za chwilę. To będzie bardzo osobisty wpis, smutny i dla ludzi o mocnych nerwach. Raczej bez happy endu, więc jeśli przechodzisz teraz trudne chwile, lepiej tego nie czytaj.

Zacznę od końca. Jest we mnie ogromna pustka, mnóstwo smutku i trochę złości. Ten stan trwa od wielu miesięcy. Nastrój miewam od nijakiego do bardzo kiepskiego. Kłopoty z koncentracją. Praktycznie nie czuję przyjemności, radości, satysfakcji. Za to lęki mniejsze lub większe na każdym kroku, od wstania z łóżka poczynając. Odpuszczam sobie wiele aktywności, które są obciążające, np. sprzątanie czy przygotowanie jedzenia, że o pracy nie wspomnę… Do tego wszystkiego dochodzi ogromna potrzeba snu, optymalnie to 10 godzin na dobę… inaczej odczuwam objawy niedoborów snu (dzisiaj na przykład, całkiem swobodnie spałam do 16! Organizm potrzebował…). Wraz z wiosną i cieplejszą pogodą, przynajmniej spacery z psem stały się mniej uciążliwe, bo i z tym było ciężko.

Przez długi czas chciałam pisać, ale miałam wewnętrzną blokadę, przeważała ta pustka w głowie, z której nic nie dało się wydobyć. Przyznam, że i ta świadomość, że nie jestem w stanie pisać, tak jak chciałam, przyczyniała się do pogorszenia nastroju. Mam nadzieję, że teraz zaczynam się przełamywać, że ten post będzie początkiem nowego, ale nie chcę też zapeszyć.

Skąd się bierze ten stan? Od ponad 3 lat doświadczałam nieuleczalnej choroby mamy i wraz z postępem jej choroby, pogarszał się również mój stan. Mama odeszła w domu 20 lutego tego roku. Wszyscy wtedy byliśmy obecni, ale akurat nikt z nią w pokoju. To co się działo tuż potem, ostatnie ubieranie, wracają do mnie w snach. W ogóle cały ten dzień oceniam jako traumatyczny.

Miałam to szczęście w nieszczęściu, że mogłam się na tę śmierć przygotować zawczasu. Dla mnie to ważne, żeby trudne tematy oswajać z wyprzedzeniem. Przeżywałam tę stratę/żałobę etapami przez te 3 lata. Wiem, że to może brzmieć dziwnie. Jednocześnie skupiałam się na tym, co jeszcze jest, i przeżywałam stratę za tym, co już nie wróci. Choćby w ostatnich miesiącach, przez chorobę, już prawie nie było z mamą kontaktu. Ostatni raz zadzwoniłam do niej niemal równo rok przed śmiercią. Do tej pory za tym tęsknię. Także wielu strat doświadczałam jeszcze za życia mamy, coś się kończyło nieodwołalnie.

Patrzenie na powolne odchodzenie najbliższej osoby, bezradność, bezsilność, a jednocześnie „trzymanie się w garści” dla całej rodziny doprowadziły mnie do tego stanu. Jeszcze ostatnio Dzień Matki, Dzień Dziecka – trudne dni dla mnie. Długotrwałe przebodźcowanie prowadzące do takich objawów jak moje, można nazwać wypaleniem autystycznym. Szerzej pisze o nim Ewa Furgał w swojej nowej książce „Autentyczna w spektrum”.

Teraz odreagowuję te ponad 3 lata, stąd to wszystko, co się ze mną dzieje. To były 3 lata wydatkowania energii ponad miarę na maskowanie, żeby jako tako funkcjonować. Potrzebuję czasu, dużo czasu, na przetworzenie emocji, na powrót do równowagi po 3 latach nadmiernej ekspozycji na trudne bodźce, na stres. A jako autystka potrzebuję na to więcej czasu niż typowy neurologicznie człowiek.

Przyznacie, że dobrze nie jest?

Do tego dochodzi jeszcze wątek egzystencjalny. Bardzo poruszyły mnie autobiograficzny spektakl Krystyny Jandy „My way”. Gdzieś w tle, kiedy opowiada o swoim życiu, przewija się motyw właśnie egzystencjalny „kiedy jest życie”, na scenie czy poza nią? Co po ludziach zostaje? Wychodzi na to, że po niej wpis w encyklopedii, tyle a tyle ról zagranych, tyle wyreżyserowanych spektakli, tyle lat przepracowanych itd. parę zdań, parę liczb…

I to są tematy, z którymi ostatnio i ja się zmagam. Co po nas zostanie, co zostanie po mamie, co zostanie po mnie? Porządkowanie rzeczy po mamie, to trudna i bolesna sprawa, głównie jest to wyrzucanie… Góry papierów z pracy, ubrania. Gromadzimy te rzeczy przez całe życie, a potem ktoś robi po nas porządek. Karton pamiątek po czyimś życiu. I tyle. Zatem po co to wszystko? Jaki sens ma moje życie? Jakie jest uzasadnienie dla zużywania przeze mnie wody i tlenu? Podobno ten sens życia nadajemy sobie sami… Tak twierdzi psychoterapeutka. Ja wciąż szukam. Chciałabym wierzyć, że mój to właśnie pisanie.

Mam nadzieję, że teraz lepiej mnie rozumiecie. I rozumiecie, dlaczego tak długo nie pisałam. Nie wiem, co będzie dalej. Nie obiecuję, że teraz już będę pisać regularnie, ale obiecuję pisać, kiedy tylko będę w stanie.

7 thoughts on “Wpis 8 Wypalenie autystyczne”

  1. Witaj Marto.
    Trudny temat i trudne chwile które przeżywasz. Pięć lat temu też straciłam mamę.., nagle, bez ostrzeżenia.. O 22:00 rozmawiałyśmy a o 1:30 tato mnie zawołał i było po… Chociaż nie obyło się bez długiej choroby, ale to nie ona była bezpośrednią przyczyną.. Wiem co przeżywasz…Twoja mama była cudowną, ciepłą i wesołą koleżanką. Nie raz przegadałyśmy “okienka”, przerwy, rady pedagogiczne, wycieczki… Tak bardzo Was kochała i martwiła się o Ciebie, ale zawsze była przekonana, że poradzisz sobie… Każdy ma prawo do swojego sposobu przeżywania żałoby, ale tak naprawdę to każdy musi przejść przez wszystkie etapy sam. Dobrze jeżeli ktoś jest, kto może wesprzeć, ale i tak to nie jego żałoba. Czas, czas…. zmienia perspektywę, łagodzi, daje dystans, ból pozostaje, ale znów można się śmiać i cieszyć drobiazgami życia codziennego. I tego Ci życzę, żebyś znów miała siłę zobaczyć jaki świat jest piękny, życie ciekawe a ludzie życzliwi.

  2. Tulę najmocniej.
    Będę cichutko czekać aż znów napiszesz.
    Jestem obok, gdybyś potrzebowała.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *